It’s so serious – Joaquin Phoenix wcieli się w postać słynnego Jokera w nowym filmie z universum Batmana! Pierwsze zdjęcia z planu wskazują, że aktor sporo stracił na wadze, ale na szczęście nie na charyzmie. Czy Jack Nicholson może już iść zmywać białą farbę z twarzy, legenda Heatha Ledgera upadnie, a Jared Leto powinien uciekać szybciej i dalej niż w 30 sekund na Marsa? Drżyjcie – nie tylko mieszkańcy Gotham!
Wyczekiwana przez fanów serii oraz samego gwiazdora produkcja utrzymana będzie w konwencji origin story. Cofniemy się więc do czasów, w których nemezis Batmana nie spędzało jeszcze snu z powiek jemu i mieszkańcom Gotham. Niepozorny człowiek imieniem Arthur Fleck przybywa do tego miasta, by zamieszkać ze schorowaną matką i wkrótce poznać Sophie samotnie wychowującą dziecko. Sfrustrowany życiem komik stopniowo, coraz częściej i pewniej przechadza się ścieżką szaleństwa, aż w końcu ostatecznie przeradza się w Księcia Zbrodni. Studio Warner Bros. zapowiada Jokera jako „portret człowieka odrzuconego przez społeczeństwo, który będzie nie tylko realistycznym studium postaci, ale także przestrogą dla widzów”.
Joaquin Phoenix stoi przed nie lada wyzwaniem. Nieraz udowadniał już, jak znakomitym jest aktorem – czy to kreując nienawistnego Kommodusa w „Gladiatorze” (2000) Ridley’a Scotta, czy stając się legendarnym Johnny’m Cashem w „Spacerze po linie” (2005), czy wdając się w uzależnionego od narkotyków detektywa u Paula Thomas Andersona w „Wadzie ukrytej” (2014), brawurowej adaptacji prozy Thomasa Pynchona, a ostatnio także wcielając się w głodnego zemsty byłego agenta w intrygującym „Nigdy cię tu nie było” (2017) Lynne Ramsay. Jak sam przyznawał w wywiadach, rolę Jokera przyjął z niekłamaną satysfakcją i radością. To postać, która jawi mu się jako jednocześnie fascynująca i przerażająca. Aktor od dawna nosił się z zamiarem zmierzenia się z kinem superbohaterskim. Marzyła mu się jednak opowieść o pojedynczym bohaterze wyjętym (nie) z tego świata, a najlepiej jakimś złoczyńcy właśnie, którego skomplikowaną psychikę można by w ten sposób dogłębnie zbadać i przepracować. Wydaje się, że owa produkcja zmierza w taką właśnie kameralną stronę i marzenie Phoenixa ma szansę się ziścić – zwłaszcza biorąc pod uwagę niespecjalnie wysoki budżet filmu. Kwota 55 milionów dolarów może wskazywać, że punkt ciężkości tej produkcji zawrze się w głębokiej psychologizacji postaci aniżeli w efektownych wybuchach. To bardzo dobra prognoza – i tak mamy już o jeden „Legion samobójców” (2016) w kinie za dużo. To właśnie jemu zawdzięczamy przykre, groteskowe wspomnienie złoczyńcy z Gotham w kiepskim wykonaniu Jareda Leto, od którego właściwie lepszym Jokerem była Margot Robbie, wcielająca się przecież w jego ukochaną Harley Quinn. Jeżeli więc Phoenix powinien się bać jakiejś konfrontacji, to chyba tylko z wizerunkiem stworzonym przez nieżyjącego już Heatha Ledgera, którego geniusz wybrzmiewa dosłownie w każdym zdaniu, geście, scenie Nolanowskiego „Mrocznego rycerza” (2008). Co prawda, pamiętać należy, że archetyp tego psychopaty o twarzy klauna ma uśmiech Jacka Nicholsona, jednak do jego występu na planie u Tima Burtona pasuje również inne słowo zaczynające się na literę „a”. Z archaicznością najnowszy Joker nie będzie miał raczej nic wspólnego – (nie) możemy zatem spać spokojnie.
Phoenix to nie jedyna gwiazda wielkiego formatu zaangażowana w projekt. Na ekranie zobaczymy także Roberta De Niro, który ostatnimi czasy raczej nie cierpi na nadmiar dobrych występów. Tym milej będzie zobaczyć go w roli Murrya Franklina, gospodarza programu telewizyjnego, w którym jako gość pojawia się nasz tytułowy bohater. Matkę Jokera zagra Frances Conroy („Sześć stóp pod ziemią”), zaś obiekt jego westchnień – Zazie Beetz („Deadpool 2”). Warto też pamiętać, że producentem wykonawczym filmu jest Martin Scorsese. Autorami scenariusza zaś są Scott Silver i Todd Phillips, który odpowiada także za reżyserię. Dotychczas zasłynął on głównie serią o pewnych kawalerach, którzy nieco za bardzo zabalowali najpierw w Las Vegas, a potem w Bangkoku. Miejmy nadzieję, że „Joker” co najmniej powtórzy komercyjny sukces „Kac Vegas” (2009). Przekonamy się o tym już w przyszłym roku – dokładnie 4 października widzowie na całym świecie znów będą mogli zastanowić się nad odpowiedzią na odwieczne pytanie: Why so serious?
Monika Żelazko