Image
Amelia

Amelia ucieka w świat wyobraźni. W tym świecie płyty robi się tak jak naleśniki. 25 kwietnia mija 20 lat od kiedy uciekamy w ten świat razem z nią. To, co wyróżnia film Jean-Pierre’a Jeuneta, to z pewnością estetyka i wrażliwość, które sprawiają, że do „Amelii” się wraca. Bo nie ma takiej drugiej jak ona. 

 

U Amelii (Audrey Tautou) ojciec podejrzewał wadę serca, dlatego dziewczyna większość życia przebywała z dala od rówieśników. Uwielbia puszczać kaczki na kanale świętego Marcina, zanurzać dłoń w worku pełnym ziaren w pobliskim warzywniaku oraz dźwięk pękającej skorupki na crème brûlée. Jej matka zginęła, ponieważ spadł na nią samobójca, który skoczył z dachu katedry. Od tego czasu ojciec zamknął się w sobie i przelał wszystkie swoje uczucia na ogrodowego krasnala, nie patrząc na rzeczywistość, rozgrywającą się dookoła niego. Dorosła Amelia, zaczyna pracę w kawiarni, w której próbuje połączyć ze sobą Josepha i Georgette. A to za sprawą znalezionego w swojej łazience schowka z pudełeczkiem, w którym są skarby czyjejś młodości. Amelia postanawia oddać je właścicielowi, co napełnia ją takim szczęściem, że postanawia dzielić się nim z innymi. Oprócz tego ciekawość Amelii budzi mężczyzna z albumem pełnym zdjęć z automatu obcych ludzi. 

 

Ciężko wyobrazić sobie w roli Amelii kogoś innego niż Audrey Tautou. Na początku zastanawiano się nad obsadzeniem Emily Watson, jednak zrezygnowano z tego pomysłu, ponieważ nie znała ona francuskiego. Widzowie na całym świecie pokochali „Amelię” za uchwycony w niej klimat, za wrażliwość, za paryski Montmartre i za swego rodzaju przekonanie, które się w nas pojawia po obejrzeniu tego filmu, że wszystko jakoś się ułoży. To, co jest nie do zapomnienia po seansie filmu Jean-Pierre’a Jeuneta, to także muzyka. Yann Tiersen połączył dźwięki, którymi maluje absolutnie wszystkie filmowe emocje. Czary, które uprawia, poruszają wszystkie struny duszy.

 

W filmie poruszają też poszczególne kadry, idealnie wręcz proporcjonalny obraz i kolory. Bruno Delbonnel w mistrzowski sposób pokazał nam świat, który wymyślił Jean-Pierre Jeunet. Ten świat jest bardzo dobry - wszystko w nim jest ładniejsze niż w rzeczywistości: ze ścian komputerowo usunięto graffiti, Amelia, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, odczarowuje wszelkie zło. Jej dziecięca naiwność sprawia, że na 2 godziny jesteśmy dalecy od wszelkiej brutalności, która się rozgrywa na świecie. I choć film się zawsze kiedyś kończy, nasze kości nie są ze szkła. Możemy zderzać się z życiem.

 

Kinga Majchrzak