Image
fot. kadr z filmu

Jest taki obraz Jacka Borcucha pod tytułem „Słodki koniec dnia”. Ujęty słowami jego samego i Szczepana Twardocha, mistrzowsko namalowany muzyką Daniela Bloom’a i zdjęciami Michała Dymka. Oglądając go, czujemy zapach świeżych ryb, pomieszany z dymem papierosów, palonych przez Krystynę Jandę; nasze włosy smaga chłodny wiatr, wiejący znad morza, a w ustach czujemy smak dobrego, włoskiego wina.

Miejscem akcji tego obrazu nie jest jednak Volterra położona w Toskanii, a cała Europa. To tu, to tam - w zależności od tego, gdzie się akurat stoi. Na pierwszym planie widzimy dojrzałą kobietę. Poetkę, laureatkę Nagrody Nobla - Marię Linde (Krystyna Janda). Maria ma wszystko - męża, córkę, wnuki, piękny dom na wzgórzu. Maria ma także swoją historię - jest córką ocalałych z Holokaustu, którą stan wojenny zastał podczas pobytu we Włoszech. I tu już pozostała. Wkrótce ma odebrać honorowe obywatelstwo miasta, ale tuż przed ceremonią dochodzi do zamachu, który drastycznie zmieni kształt tego, co w trakcie tej ceremonii powie. Tuż koło Marii, ale dalej w centrum obrazu możemy dostrzec jej córkę (Kasia Smutniak) i wnuczkę (Miła Borcuch), które razem z Marią tworzą triadę kobiet-buntowniczek. Każda buntuje się przeciwko czemuś innemu, każda mówi własnym, polsko-włoskim językiem. Z każdą z nich możemy się utożsamić.

Na drugim planie widzimy Nazeera. Nazeer pochodzi z Egiptu. Jest mądry, pracowity i bardzo przystojny. Podoba się Marii, bo ta mocno wierzy w to, że on postrzega jej ciało tylko jako jedną z sukienek. Ma przy tym wrażenie, że rozumie jej duszę. Maria jeździ do niego swoim pięknym porshe, bo jak sama mówi: Starość ma swoje wariactwa. Po przeciwnej stronie od tego miejsca stoi Antonio - mąż Marii, w swoich znoszonych kapciach. Antonio bardzo kocha swoją żonę i jest w stanie dla niej bardzo wiele zrobić. Nawet wyrzucić swoje kapcie, o co ta prosi go w liście.

Kiedy jednak przyjrzymy się temu obrazowi chwilę dłużej, możemy zauważyć symbole, które Jacek Borcuch ukrył dla nas w swoim dziele. Motyw poety jest nam w sztuce znany nie od dziś, ale motyw poetki - to jest dopiero rewolucja! A poetka prawdę nam powie - wtedy, gdy inni nas okłamują i oszukują poprawnością polityczną. Artysta, wyolbrzymiając wybrane kwestie, zwraca naszą uwagę na to, dlaczego tak naprawdę umieszczamy pewne wartości w klatce. Pełni marazmu mieszkańcy Volterry są twarzami współczesnych europejskich obywateli, którzy żyją z dnia na dzień, o czym orientują się dopiero, gdy ktoś lub coś zakłóci ich poukładane, cywilizowane życia. Komisarz Lodovici, z początku przyjaciel rodziny, jest przecież uosobieniem polityków, których znamy z ekranów naszych telewizorów, wykonujących swój chocholi taniec, a przecież to w naszych rękach jest zadęcie w złoty róg, by się w końcu obudzić. We Włoszech się wszystko zaczęło - kultura, prawo i religia, a następnie wchłonęła to cała Europa. Film Jacka Borcucha jest przyczynkiem do rozmowy o nas samych - naszych bolączkach, dręczących nas chorobach i stanach antypatii. Stawia ważne pytania, ale nie, nie daje odpowiedzi. Naświetla problemy, ale nie mówi jak je rozwiązać. Przesada, wyolbrzymienie - wszystko po to, żebyśmy zwrócili większą uwagę na nasze wybory. Nie tylko te życiowe.  

Jestem pozytywnie zaskoczona - słowa wypowiedziane przez wnuczkę Marii (na temat muzyki Franka Sinatry, którą poleciła jej babcia) zdają się idealnie pasować na pierwsze wrażenia z seansu. Idąc na ten film, widz oczywiście spodziewa się, że, nagrodzona na festiwalu Sundance Krystyna Janda zagra genialnie, podobnie zresztą jak Kasia Smutniak, którą ostatnio mogliśmy podziwiać u samego Paola Sorrentino. Widz może nie spodziewać się jednak całej palety kolorów, dźwięków, a nawet zapachów i smaków, zaserwowanych nam podczas tego jednego tylko pokazu. Słów, które posłużą mu do opisania tej uczty, będzie szukał jeszcze długo po jej zakończeniu, ale niech nie łudzi się, że uda mu się nazwać wszystko, co zobaczył. Bowiem najważniejsze jest niewidoczne dla oczu. Jacek Borcuch w trakcie przedpremiery, która odbyła się na XII Mastercard OFF CAMERA powiedział, że „jest to film o wolności”. Ja skłoniłabym się bardziej ku stwierdzeniu, że „jest to obraz o wolności”. Obraz pod tytułem „Wolność wiodąca lud na barykady”. Wolność, której twarz jest twarzą Krystyny Jandy.

Kinga Majchrzak