Dla poszukujących w kinie prawdziwego, a wręcz dotkliwego doświadczenia, film Coralie Fargeat może okazać się prawdziwą perłą. Debiutantka po stokroć zadbała by widz, zmagania bohaterki, odczuł na własnej skórze. Niemniej jednak, ,,Revenge” to nie tylko ekstremalne wrażenia, ale również przemyślane fabularnie i formalnie nowatorskie kino zemsty.
Vivian Sobchak, twórczyni zmysłowej teorii kina, z pewnością zachwyciłaby się ,,Revenge” - ból odcinanego palca, który odczuwała przy projekcji ,,Fortepianu” (1993) pewnie nie mógłby się równać somatycznym doświadczeniom towarzyszącym seansowi filmu Fargeat. Tu, wraz z bohaterką, cierpimy i brniemy przez wywołane meskaliną wizje, obserwując przemianę z naiwnej lolitki w prawdziwe uosobienie wendety, przypieczętowaną - by nie zdradzić za dużo - wytatuowanym orłem. Jen, bogini zemsty, to hybryda Lary Croft i Panny Młodej z „Kill Billa”, choć - zwłaszcza początkowo - zupełnie nieporadna, umykająca oprawcom wyłącznie dzięki łutowi szczęścia.
- „Doprowadzasz mnie do szaleństwa” - oświadcza w otwierającej sekwencji ,,Revenge” jeden z bohaterów, rozbierany przez protagonistkę, Jen, której dwudniowe wakacje z kochankiem mają wkrótce zamienić się w koszmar. Już w pierwszej scenie Coralie Fargeat sygnalizuje, że wdzięki dziewczyny zagrażają jej samej - po niespodziewanym pojawieniu się w odosobnionej willi dwojga przyjaciół jej francuskiego chłopaka, atmosfera błyskawicznie się zagęszcza. Suto zakrapiany alkoholem wieczór budzi w jednym z nich ukryte żądze, którym nie zdoła się oprzeć. W konsekwencji rozpocznie się nierówna rozgrywka, której za scenerię posłużą przepastne pustynne pejzaże, ujęte w licznych long shotach potęgujących nastrój osaczenia.
Oparta na pogoni fabuła rozpędza się już na początku, i właściwie, nie zwalnia. Pierwsza połowa przywodzi na myśl „Apocalypto” Mela Gibsona, gdzie niezniszczalny bohater brnął przez gęstą dżunglę, uciekając przed polującymi na niego wojownikami; Jen także wciąż pada i powstaje, choć czasem przeczy temu logika. Druga część to z kolei wspaniałe kuriozum, obficie podlany krwią kolaż gatunkowy. Reżyserka bawi się konwencjami tworząc, przedziwną miejscami, wariację na temat revenge movie, w której znalazło się miejsce zarówno dla gore, jak i czarnej komedii. Humorystyczne wstawki, przy zastraszającym tempie akcji, stanowią jedyny moment na zaczerpnięcie oddechu; humor to sytuacyjny, miejscami wisielczy, mający korzenie w tarantinowskim sposobie opowiadania.
Duch Tarantino, wirtuoza kina zemsty, unosi się zresztą nad ,,Revenge”, choć Coralie Fargeat korzysta z zupełnie odmiennych stylistycznych chwytów - wiele sekwencji ubiera w teledyskową formę, a pogoń przetyka transową muzyką i wizjami głównej bohaterki w formie dynamicznego montażu. Groteskowy humor pogłębia film o antrypatriarchalny wymiar - bo reżyserka bezlitośnie kpi przede wszystkim z połączonej wspólnym interesem trójcy samców, którzy bez przerwy usiłują udowadniać swoją męskość polowaniem, przemocą czy zdobywaniem kobiet. Tym, co ich gubi, jest właśnie męska duma. W momentach pychy zapominają o zagrożeniu, gotowi uraczyć bohaterkę deprecjonującym ją ostatnim słowem. Autor zdjęć, Robrecht Heyvaert, momentami przyjmuje ich punkt widzenia, obejmując ciało Jen, czyli doskonałej Matildy Lutz, fragmentarycznymi zbliżeniami, fetyszyzując je, a jednocześnie sprowadzając bohaterkę do roli przedmiotu, za który uznają ją trzej oprawcy.
Autorka nie sili się rozważania dotyczące zasadności odwetu, tak częste w fabułach podejmujących motyw zemsty. Bardziej zależy jej na wciśnięciu widza w fotel. I dobrze, bo wśród refleksyjnych festiwalowych narracji, jej film zwraca uwagę jako przyspieszający tętno, formalny majstersztyk. W ,,Revenge” na sentymenty nie ma czasu; Jen musi podjąć męską grę, by przetrwać.
Magdalena Narewska
Kolejne seanse ,,Revenge” odbędą się 4, 5 i 6 maja w Małopolskim Ogrodzie Sztuki. Film walczy o nagrodę w Konkursie Głównym 11.NETIA OFF CAMERA ,,Wytyczanie drogi”.