W 2020 chyba częściej niż kiedykolwiek mogliśmy bać się wyjść z domu i to z powodu całkiem realnego zagrożenia. A co przerażało nas, gdy zostawaliśmy we własnych czterech ścianach? Oto subiektywny przegląd tego, co straszyło nas z ekranów telewizorów, laptopów i innych w tym roku!
W warunkach pandemii wiele tytułów było zmuszonych przenieść swoje szumnie zapowiadane premiery do sieci. Wśród nich znalazł się „Niewidzialny człowiek”, doskonały dreszczowiec z niepowtarzalną Elisabeth Moss w roli Cecilii, która zostawia swojego przemocowego męża. Ten jednak nie zamierza jej na to pozwolić i zaczyna prześladować kobietę. Robi to w białych rękawiczkach, a nawet więcej – specjalnym kombinezonie, czyniącym go niewidzialnym. Bez trudu przychodzi mu więc sprawienie, by wszyscy dookoła uwierzyli w chorobę psychiczną i niepoczytalność Cecilii. Ten remake filmu z lat 30. pomysłowo aktualizuje formułę pierwowzoru i przepisuje ją na transparent z hashtagiem #metoo.
Skutki kinowego lockdownu trafiły rykoszytem również i polską kinomatografię. Reklamowane jako pierwszy polski slasher „W lesie dziś nie zaśnie nikt” swoją głośną premierę miało ostatecznie na Netflixie. Pomysłowe plakaty, nawiązujące w swym designie do kultowych dziś produkcji z lat 70. i 80.; zespół młodych aktorów, wśród których sporo nowych twarzy, ale i Julia Wieniawa, a za kamerą Bartosz M. Kowalski, autor mocnego „Placu zabaw”, który swego czasu wywołał niemałe zamieszanie i dyskusję na festiwalu w Gdyni. Efekt końcowy może i nie do końca spełnił wywindowane wspomnianymi zmiennymi oczekiwania widzów, jednak nie można temu tytułowi odmówić samoświadomości gatunku i nomen omen odwagi. Wszak horror nad Wisłą wciąż pozostaje tematem tabu, tymczasem Kowalskiemu udało się wzbudzić kolejny dialog i wyjąć trupa polskiej grozy z szafy.
Jak oglądanie w domu, to i seriale. HBO w tym roku sprezentowało fanom Draculi i spółki drugi sezon genialnego „Co robimy w ukryciu”. Ów serial nie powstałby, gdyby nie sukces jego pełnometrażowego pierwowzoru. W 2014 Taika Waititi (laureat Oscara za scenariusz „Jojo Rabbit”) i Jemaine Clement wspólnie napisali, wyreżyserowali, a także zagrali główne role w filmie odsłaniającym kulisy codziennego życia wampirów wynajmujących wspólnie rezydencję w Nowej Zelandii. Brawurowa komedia zmyślnie ogrywająca stereotypy nagromadzone przez wieki wokół stylowych krwiopijców stworzyła podwaliny pod swoją sitcomową wersję. Akcja została przeniesiona do Nowego Yorku, a w serialu występują zupełnie nowi bohaterowie: Nadja i Laszlo, ekscentryczna para z kilkusetletnim stażem, były barabarzyńca i najeźdżca Nandor, wampir energetyczny Colin oraz Guillermo, tzw. „zaufany”, czyli sługa coraz jawniej marzący o przemianie w istotę, której od lat podlega. „Co robimy w ukryciu” za pomocą czarnego humoru odkurza pobratymców Włada Palownika (także z brokatu) i okazuje się prawdziwym strzałem w dziesiątkę. Czy tam kołkiem w serce.
Inna straszna propozycja od HBO, pozostająca w nieco innym, nostalgicznym retro-klimacie to „Nawiedzony dwór w Bly” Mike’a Flanagana. Można, a nawet trzeba kojarzyć jego nazwisko ze świetnym „Nawiedzonym domem na wzgórzu”, który zgromadził wokół siebie spore grono fanów. Mrożąca krew w żyłach historia rodu Crainów, która powoli odkrywa przed widzem swoje mroczne karty jest zanurzona po uszy w mitologii mistrza grozy, Edgara Allana Poego. Czy może być lepsza rekomendacja? Niegorsza towarzyszy „Nawiedzonemu dworowi w Bly”, dla którego inspiracją była gotycka nowela „Obrót śruby” Henry’ego Jamesa. Studium psychologiczne szaleństwa, nasycone duchami, demonicznymi postaciami dzieci i oczywiście posiadłością o co najmniej zagadkowej atmosferze, które zawiera także silny wątek romantyczny. Najlepiej oglądać oba seriale w zestawie!
Kiedy w okolicy Halloween przez moment kina były czynne, udało się wprowadzić na wielki ekran niepozorne dzieło „Saint Maud” w reżyserii debiutantki Rose Glass. Prosta opowieść o bogobojnej dziewczynie, pielegniarce odchodzącej na raka byłej tancerki Amandy. Maud z czasem nabiera przekonania, że została powierzona jej misja z niebios, a jej celem jest uratowanie duszy umierającej, która w ostatnich chwilach życia bezpardonowo oddaje się kilku z siedmiu grzechów głównych. Niepokojący portret fanatyzmu, kreślony oszczędnymi, acz mocnymi w wyrazie środkami, który dowodzi, że: Bóg i szatan – dwa bratanki!
Monika Żelazko