Image
Mother!

Idea domu – przestrzeni bezpiecznej, prywatnej, odseparowanej od niosącego liczne zagrożenia świata zewnętrznego, od zawsze intrygowała filmowców. Home-invasion – gatunek filmowy łączący hasło #zostańwdomu ze sporą dawką adrenaliny, jest tego najlepszym przykładem.

W czasie izolacji odmieniamy słowo „dom” przez wszystkie przypadki. Umieszczamy je w rozmaitych kontekstach, zastanawiamy się jak w nowy i nietuzinkowy sposób wykorzystywać jego przestrzeń. Ze względu na zmianę sytuacji, przyglądamy się temu oklepanemu konceptowi bliżej, często traktując go w bezprecedensowy i kreatywny sposób. Nie inaczej czyni kino, od zawsze uwielbiające zaskakiwać swoją widownię nowymi ujęciami dobrze znanych zjawisk.

Do koncepcji, z którymi na przestrzeni dekad film wchodził w przewrotny dialog, należy właśnie dom. Idea należącej wyłącznie do nas, prywatnej, bezpiecznej przestrzeni aż prosi się o zestawienie z czynnikiem, który diametralnie zmienia jej postrzeganie. W filmowym świecie do przytulnych domowych wnętrz często trafiali więc nieproszeni goście o wyjątkowo niegodziwych intencjach. Poświęcono im nawet osobny gatunek, znany jako home-invasion. Określane tym terminem filmy przeobrażają domową przestrzeń w oblężoną twierdzę i umiejętnie zderzają się ze sobą dwa sprzeczne porządki. Bezpieczny dom oraz związany z zagrożeniami świat zewnętrzny za sprawą intruza (lub intruzów) zaczynają się niepokojąco przenikać, by ostatecznie wręcz zamienić się miejscami. W home-invasion to ucieczka z domu staje się ratunkiem, a zwykle kojarzone z zagrożeniami „outside” niesie nadzieję.

Home-invasion, podobnie jak całe kino gatunkowe, bywało interpretowane w kluczu społecznym i politycznym. Widziano w nim echa problemu przemocy domowej, a także atmosfery podejrzliwości i zagrożenia, jaka dominowała w Stanach Zjednoczonych po zamachach z 11 września 2001 roku (choć klasyfikowane w ten sposób produkcje pojawiały się na długo przed niesławnym „9/11”). Jedną z ciekawych, wczesnych propozycji jest „Doczekać zmroku” z 1967 roku, w reżyserii Terence’a Younga, w którym w postać niewidomej kobiety walczącej z przestępcami w zaciszu swojego domu wcieliła się wspaniała Audrey Hepburn. Choć grana przez nią Susy wydaje się być od początku na straconej pozycji, trzymający w napięciu finał filmu przynosi liczne przykłady jej siły i zaradności.

Elementy kojarzone z home-invasion zawiera także głośna „Mechaniczna pomarańcza” (1971) Stanleya Kubricka, w której dowodzona przez Alexa DeLarge’a (Malcolma McDowella) banda, wdziera się do bogatej posiadłości by siać strach, przemoc i zniszczenie. Intrygującym przykładem home-invasion jest zrealizowane w 1997 roku przez Michaela Haneke „Funny Games”, którego fabułę można streścić jednym zdaniem: dwaj młodzi mężczyźni przychodzą pożyczyć jajka, a potem rozpętuje się chaos. Co ciekawe, austriacki reżyser zmierzył się z tym filmem dwukrotnie, w 2007 roku kręcąc jego kolejną wersję, tym razem w języku angielskim i z bardziej „hollywoodzką” obsadą, w której znaleźli się Naomi Watts, Tim Roth, Michael Pitt oraz Brady Corbet.

Przełomowym filmem dla całego gatunku był niewątpliwie „Azyl” (2002) Davida Finchera, którego premiera przypadła na czas po zamachach na World Trade Center. Historia Meg (Judie Foster) i jej córki Sarah (Kristen Stewart) walczących w zaciszu nowego domu z grupą złodziei, w pełnych niepewności czasach stała się kinowym hitem, równocześnie stanowiąc ważny punkt w karierze Finchera. Z motywem wtargnięcia, w ostatnich latach ciekawie grała porażająca „mother!” (2017) Darrena Aronofsky’ego oraz o rok wcześniejszy horror „Nie oddychaj” (reż. Fede Álvarez), w którym sympatia widowni znajduje się po stronie intruzów. Home-invasion powraca co pewien czas do kinowych (i streamingowych) repertuarów, udowadniając tym samym uniwersalność swojej opowieści. Pewne ustalone mity, takie jak przytulny i bezpieczny dom, zawsze podszyte są nutką niepokoju, którą popkultura potrafi skutecznie wykorzystać.

Kaja Łuczyńska